Polskojęzyczni

No Image

Młody poskarżył się, że w gardle mu zaschło i zapytał, czy mi też.
- Jasne!
Po paru minutach zdmuchiwaliśmy z boskiego Lecha piankę na trzy palce. Z głośników dolatywał sympatyczny softdżezik. Luz, relaks, żyć nie umierać. Wyciągnęliśmy się na wygodnych leżakach.
Nie na długo, bo po kwadransie, jak w każdy piątkowy wieczór po przeciwnej stronie Wisły reflektory oblały fontanną światła biało-czerwony Stadion Narodowy. Duma Warszawy liczyła już szesnaście lat. Niestety, od niedawna dostępna tylko dla posiadaczy Karty Miłośnika WRP, lub za okazaniem ważnego paszportu.

– Gdyby nie tamto niedokończone Centrum Finansowe na terenie byłego portu praskiego, widoczek byłby całkiem fajny, no nie? – zauważył Młody.  

– Byłby... A znasz życiorys wieżowca przy Placu Bankowym, niegdyś... Dzierżyńskiego? 

– Oczywiście! Złocisty, a po przebudowie ze względu na reflektującą fasadę przechrzczony na Błękitny.

– Super. Piąteczka z historii warszawskiej architektury! Bez plusa, bo powinieneś jeszcze wyrecytować, że wcześniej, przed jego złotym okresem straszył czerwono-brunatną konstrukcją, niczym jakiś wojenny kikut. W sumie Polska Ludowa zmagała się z nim ponad dwa dziesięciolecia i to nie tylko z jego materią!

– Jak to, nie tylko z materią? Co masz na myśli? Ducha?

– Nooo... ciepło, ciepło. Niech mi Bóg wybaczy moje brednie. Podobno, kiedy czerwonym zabrakło kasy i nie radzili sobie już z niczym, rozsiali plotkę, że budowa wieżowca ciągnie się w nieskończoność, ponieważ nad działką wisi klątwa rabina. Przed wojną stała tam synagoga. Lud uwierzył!

– Aaa... tak, tak... Nic dziwnego, znajdź Żyda i wszystko jasne. Po dwudziestu latach sprowadzono nawet kilku dobrych rabinów, którzy modląc się na placu budowy, mieli zdjąć klątwę tamtego niedobrego. Potem ksiądz pokropił... i budowa ruszyła z kopyta...

– Zaskakujesz mnie, bo mówi się, że wiedza historyczna wśród młodych to już tylko... historia. A ty, proszę, nawet alternatywną masz w jednym palcu, no, no! Jesteś nie gorszy od naszych braci po tamtej stronie, chociaż dla nich historia to priorytet równy religii. 

– Daj spokój, Stary. Ich zgłębianie historii zaczyna się i kończy na lubelskich miesięcznicach celebrowanych pod przeniesionym płotem, krzyżem i fragmentem chodnika sprzed Pałacu Prezydenckiego. A nauka religii - na  cotygodniowym wchłanianiu porcji propagandy, na Stadionie Narodowym.

21:00
Słońce zaszło i nad stadionem pojawił się olbrzymi, biało czerwony krzyż z dwóch przecinających się snopów światła. Po chwili rozległ się potężny, acz nierówny zaśpiew z dziesiątek tysięcy gardeł: "Boże, coś Polskę... " 

– Piwa się spokojnie, kurna, napić nie można. Pamiętam koreańską wojnę na megafony. Kto by pomyślał, że i nas spotka ten sam cyrk.

– Zwożą "patryjotów" autokarami. Przenieśmy się do środka – zaproponował Młody.

W drodze do knajpki wyjąłem z plecaka pękaty tomik. 

– Wczoraj w antykwariacie znalazłem. Celne wizje pewnego fantasty sprzed kilkunastu lat. Wiem, że nie lubisz rozwlekłych tekstów... ale...

– Political fiction? Ojej...

– Posłuchaj, to tylko wybrane fragmenty:

 I wreszcie, po dramatycznych wydarzeniach kosztujących życie kolejną setkę rodaków, w podzielonej na dwa zwalczające się polityczno-światopoglądowe obozy Polsce, zgodzono się -  dzięki pośrednictwu EU - na referendum. Powoływano się przy tym na "aksamitny rozwód" Czechosłowacji. Zawieszono broń na czas kampanii wyborczej. Po trzech miesiącach udało się bez rozlewu krwi przeprowadzić decydujące o losach Polski referendum, w którym wzięło udział 86 procent uprawnionych. Większość, 75 procent, głosowała na tak.

– No rzeczywiście, niewiele się pomylił. – Młody pokiwał z uznaniem głową. – O ile sobie przypominam, było odpowiednio 83 i 74?

– Zgadza się. Ale to nie wszystko, co ów jasnowidz przewidział:

Po roku zwiększonych ruchów migracyjnych napięcia ustały. Granica na Wiśle rozdzieliła dwa polskojęzyczne kraje, dwie wrogie sobie Polski. Niby źle, ale i dobrze, bo niebawem emocje ustały i przestano skakać sobie do oczu z powodu krzyża w szkole, dziennikarza-homoseksualisty, otwartych w niedzielę sklepów, religii w szkołach, finansowania in vitro, imigrantów... 

... Stabilizacja polityczna i przewidywalność Zachodniej Rzeczpospolitej Polski (ZRP) spowodowały skokowy wzrost inwestycji krajowych i zagranicznych. Ponownie otwarto granicę z Niemcami i ze wszystkimi krajami Nowego Układu Schengen, który po roku 2018 zaczął znowu całkiem dobrze funkcjonować, choć na okrojonym obszarze. Wschodnia granica ZRP na Wiśle była teraz łatwiejsza do kontrolowania niż ta dawna, wschodnia, za IV RP...

...W dwa lata po rozpadzie IV RP, w Zachodniej Rzeczpospolitej Polski błyskawicznie zakończono budowę sieci autostrad i tras szybkiego ruchu. Planowany przed laty warszawski most południowy stał się zbędnym projektem. Zaoszczędzoną kasą i pieniędzmi EU sfinansowano trzecią, najdłuższą stołeczną linię metra. Biegła ogromnym łukiem od Żoliborza przez Bemowo, Jelonki, Stare Włochy, Okęcie, Służewiec po Stegny i Sadybę. Po roku funkcjonowania udało się ją przedłużyć o dwie stacje: Wilanów i Świątynię Opatrzności. Decyzja o zbudowaniu ostatniej stacji metra na wprost Świątyni Opatrzności była bardzo mądrym posunięciem. Turyści ze Wschodniej Rzeczpospolitej Polski (WRP) przyjęli ją jako wyraźny ukłon Warszawy Zachodniej w ich stronę, pomimo wrogich interpretacji propagandy narodowych mediów lubelskiej TVPis. 

...WRP przez lata czekała na ożywienie gospodarcze. Zerwane stosunki z EU, gospodarcze interesy z Rosją Putinowską, nie wykraczające poza dostawy gazu i ropy, wszystko to  z roku na rok pogarszało sytuację. Socjalna, bezpośrednia pomoc wyhamowała etos pracy. Po paru latach Rząd WRP zorientował się w jaką ślepą uliczkę zabrnął, ale odebranie zdobyczy socjalnych groziłoby przewrotem. Próbowano więc uśmiechać się do EU, która po krótkotrwałym kryzysie stanęła na mocnych nogach. Przeszkodą do złagodzenia stosunków z Europą i ZRP było uparte tkwienie kwalifikowanej większości parlamentarnej w Lublinie przy jednopartyjnym systemie politycznym... 

... Pomimo ciągnących się ekonomiczno-społecznych tarapatów, WRP odniosła parę sukcesów, aczkolwiek krótkotrwałych: 

1. Po przekopaniu mierzei port w Elblągu nabrał znaczenia. Jednak koszty związane z utrzymaniem drożności kanału zniwelowały rentowność owej politycznej w gruncie rzeczy inwestycji. Duże kontenerowce i tak nie miały szans przebicia się do Elbląga. Owszem, kanał przyczynił się do rozkwitu turystyki, ale handlowo port w Elblągu pozostał bez znaczenia... Jak tak dalej pójdzie to piach zasypie wszystko i mierzeja wróci do starej postaci.

2. Zmalało bezrobocie. Przez dwa-trzy lata rodziło się więcej dzieci. Jednak koszty oświaty pięły się szybciej aniżeli krzywa demograficzna, bo przywrócono stary system szkolnictwa. Gminy dusiły się rosnącymi wydatkami. O drogach, infrastrukturze energetycznej musiały zapomnieć. Nastąpiła masowa migracja do miast. A tam wszystko droższe. I kiedy dzieci, owoce ustawy 500+ osiągnęły wiek szkolny, wielodzietne rodziny ponownie wpadły w pułapkę biedy. Kobiety musiały "opuszczać kuchnie" i podejmować się płatnych zajęć. Jak już zdobyły pracę, to połowę zarobku zżerały szkolne świetlice. Brakło przedszkoli dla młodszego rodzeństwa. W poprzednich latach nie budowano nowych, bo nie było takiej potrzeby. Dziećmi zajmowały się matki. Kraj zadłużał się w błyskawicznym tempie. Totalny kolaps finansowy częściowo ratowała rosnąca emigracja zarobkowa do bratniej ZRP. Głębiej do EU mało kto się odważał, ze względu na fatalny image i wbity do głów strach przed Islamistami. 

– Przestań! Jaki tam jasnowidz!  Już w 2016 wszystko było do przewidzenia...

– Ale gość pisał to w 2006!

– No to niezły był. I masz! W 2015, pomimo niezłej kondycji III RP, większości tych, co poszła do urn, zachciało się zmiany. Po podliczeniu głosów nawet zwycięzcy byli zaskoczeni. Masz na to jakąś hipotezę? 

– Mam gotową teorię, Młody.

– Tak? 

– Tak. Posłuchaj. Zaczęło się od lewackiej propagandy na temat mega przepaści pomiędzy najbiedniejszymi i najbogatszymi. A prawda była wtedy taka, że gdzie jak gdzie, ale w Polsce nożyce zamożności ledwo co były rozwarte. I praktycznie do dzisiaj tak jest. Dowód? Proszę bardzo.

Polscy miliarderzy, a było ich w roku 2014 raptem pięciu, należeli do najbiedniejszych w świecie. Kulczyk, dotknął granicy 3 mld Euro. Następni ocierali się o majątki warte kolejno: 2,5 mld, 1,5 mld, 1 mld. Dla porównania, najbogatszy Portugalczyk w tym czasie był podliczany na 4,3 mld, Czech - 8 mld, Ukrainiec - 9,5 mld, Rosjanin - 14,7, Szwajcar - 23 mld, Chińczyk - 30 mld, Niemiec - 32 mld, Meksykanin - 80 mld, Amerykanin - 82 mld... wystarczy? 

Myślę, że w 2014 najbiedniejszy Polak nie był biedniejszy od najbiedniejszego Meksykanina czy Chińczyka, ale także od najbiedniejszego Amerykanina, Niemca czy Rosjanina. 

Polakom nie rozwarte nożyce, a jedyna w swoim rodzaju „struktura rozsiania zamożności” doskwierała i doskwiera, idealna pożywka dla rozkwitu Zawiści Powszechnej. Wystarczy przejechać się po miastach, miasteczkach i wsiach. Tak dużych kontrastów w obrębie jednego osiedla, jednego kwartału ulicznego nie widzi się prawie nigdzie na świecie. Jakże często w Polsce bieda-domostwo sąsiaduje z kłującym w oczy paradnym pałacem, którego jedno przęsło ogrodzenia jest więcej warte niż cała sąsiednia ruina razem z działką. Żaden biedny obywatel dowolnego kraju UE nie jest aż tak narażony na bezpośredni, codzienny kontakt z panoszącym się przepychem bezpośredniego sąsiada. Nowobogackim w Polsce jakoś nigdy nie zależało na tym aby się zamykać w enklawach bogactwa. Na pozór szlachetna cecha. Naprawdę, wyjątkami są osiedla „zdefiniowane” stopniem zamożności. Może polskim Nowobogackim to właśnie odpowiada. Bo czyż nie jest przyjemne być odprowadzanym przez parę dobermanów do kutej i pozłacanej bramy sterowanej pilotem, wyjeżdżanie tłustym Mercedesem z idealnie wybrukowanego zajazdu na wyboistą publiczną drogę, mijanie podupadłych domostw i sąsiadów w rozsypujących się Golfach, Skodach i piętnastoletnich Toyotach... I serdeczne pozdrawianie ich nawet, czyż nie jest to przyjemne?
Właśnie między innymi z tego powodu, cała ta suwerenna większość zagłosowała za tak zwaną „Dobrą Zmianą”. I kurna nie miało żadnego znaczenia, że świat zazdrościł Polsce prężnego rozwoju i to w trudnym czasie światowego kryzysu bankowego.. 

Na koniec zapytam, bo pół świata zjeździłeś, czy widziałeś kiedykolwiek jakieś pałace-wille pośród walącej się zabudowy slamsów meksykańskich lub chińskich? Albo cacka architektoniczne na przeciętnym, szarawym osiedlu w Monachium czy Londynie? Ja nie. Spotyka się, owszem, całe przebogate dzielnice, ale pomiędzy nimi nie znajdziesz walącej się rudery z zachwaszczonym ogródkiem. 

Nożyce zamożności w Monachium, Wiedniu, Londynie a nawet w Pradze są dużo bardziej rozwarte. Tyle że nie drażnią, bo tam nie ma owej dziwnej „struktury przypadkowego rozsiania zamożności”.

Paradoksalnie, biorąc za miarę rozwarcie nożyc zamożności, zwane w dialektyce marksistowskiej niesprawiedliwością społeczną, jesteśmy najbardziej spłaszczonym, sprawiedliwym społeczeństwem spośród wszystkich wymienionych powyżej.